D,Orsay jest to miejsce, które było moim głównym celem podczas zwiedzania Paryża. Już sam budynek jest intrygujący. Zaadaptowano budynek starego dworca kolejowego na piękną galerię sztuki. Przerobiono poczekalnie, kasy, zakamarki dworca i ukryto w nich mnóstwo skarbów malarzy i rzeźbiarzy.
Nie miałam wyobrażenia, że tak będzie wyglądało to muzeum. Liczne labirynty, w których są ukryte cuda malarstwa tworzą niepowtarzalny klimat tego miejsca. Chodząc po muzeum nie szukałam od razu znanych dzieł, lecz oglądałam wszystkie pozostałe. Okazały się wspaniałe. Największym zaskoczeniem dla mnie było to, że stojąc bezpośrednio przed znanym obrazem, mając świadomość, że widzę to na „żywo”, udało mi się przenieść w świat który ukazywał artysta. Nagle ożywały przedstawione na obrazach karuzele, kawiarenki, poczułam zapach kwiatów i trawy na łąkach. A wszystko to było w przepięknych pastelach. Była to swoista łączność z twórcą. Artyści przenieśli mnie w świat tętniący życiem ówczesnej rzeczywistości. Dałam się temu ponieść.
Malarze jakby nieświadomie przenoszą nas również w świat mody z tamtych czasów . To jest kolejna rzecz na którą zwróciłam również uwagę. Obserwowałam wystylizowane kobiety na obrazach, które bawiły się na balach, na łące lub na spacerze. I znowu wszystko w przepięknych pastelach.
Odpoczywając po zwiedzaniu można podziwiać piękne widoki przez okno-zegar na Montmartre. Idealne miejsce na zrobienie kawiarni. Zamieszczam też zdjęcia, które udowadniają, że muzeum samo w sobie jest zjawiskowe.
Luwr.
Po pierwszej wizycie w Luwrze czułam niedosyt tego miejsca. Postanowiłam, że tym razem będę tam tak długo na ile starczy mi sił. Spędziłam więc w muzeum cały dzień, aż do zamknięcia i dalej czuję niedosyt. Ale zawsze tak chyba jest, gdyż za każdym razem widzi się coś innego, inny szczegół przykuwa uwagę. Widać na obrazie absolutną koncentrację osoby zajmującej się haftem. Niesamowite!
W Luwrze na wielu obrazach również gości moda z różnych epok. Tym razem zaskoczyło mnie w jaki sposób malarze potrafili oddać fakturę tkanin ubiorów, np. atłasowych sukien, pięknych koronek. Niektóre sprawiały wrażenie jakby tkanina była prawdziwa (naklejona) na obraz a nie namalowana. Tym razem więc nie Mona Liza była najważniejsza, lecz to, aby stojąc przed tymi obrazami dać się ponieść atmosferze, w którą wciąga nas artysta. To udało mi się przeżyć, stąd moje wspomnienia z Paryża są tak bogate.